12Kapitan Jurek Onderko swoje życie związał bezpowrotnie z żeglugą śródlądową w roku 1948, kiedy rozpoczął naukę w Państwowej Szkole Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Jednym z najwcześniejszych jego wspomnień z tego okresu było sprowadzenie tzw. Holendrów – małych i dużych holowników parowych, powstałych w Holandii na mocy umowy polsko – holenderskiej z roku 1945. Jesienią 1948 r., jak wspominał, przerwano lekcje w technikum, gdy dotarła do nauczycieli i uczni wiadomość, że dwa pierwsze statki dotarły do Wrocławia. Wszyscy udali się na Różankę, gdzie w tym momencie stacjonowały jednostki. Były to Światopełk – mały holownik i Jarowid – duży. Kapitan Jarowida zaprosił młodzież na statek i popłynął z w ten sposób powiększoną załogą do Rędzina i z powrotem. W kolejnych latach przyszła kolej na praktyki zawodowe, odbywane w okresie przerwy w nauce – na rzece. Po pierwszej klasie Jurka skierowano na dwa miesiące na barkę bez napędu, jedną ze starszych, przedwojennych jednostek. Barkę przeprowadzono najpierw do Koźla, a następnie do Szczecina. Ciekawie wyglądała podówczas sama procedura przechodzenia przez liczne na pierwszym szlaku – pomiędzy Wrocławiem, a Koźlem – śluzy, z uwagi na brak silników, czyli również możliwości hamowania. Barki z rozpędem wpływały w komorę śluzy, jak tylko dziób barki minął wrota, trzeba było wbiec na górę, odebrać stalową linę od bosmana, założyć ją na poler, po czym bosman fajerował ją ósemkami, popuszczając nieco linę, co pozwalało wyhamować. Następnie z kałszą biegło się do przodu do następnego polera i tak trzy razy, by barkę w śluzie zatrzymać. Na podówczas jeszcze uczniu Onderce – ogromne wrażenie zrobił też sam port w Koźlu, wyposażony w trzy baseny, gwarny, ruchliwy, z licznymi wywrotami i całą infrastrukturą portową.

Kolejne przygody rozpoczęły się w trakcie drugich praktyk odrzańskich, po trzeciej klasie technikum: tym razem ziściło się marzenie sprzed dwóch lat, z jesieni 1948 r., gdy Jurek po raz pierwszy zobaczył Holendry – nowe skierowanie bowiem dostał na małego Holendra – Ścibora. Na statkach tych panowały doskonałe warunki socjalne, były to podówczas nowoczesne, doskonale wyposażone jednostki. Początkowo Jurek zatrudniony został do pracy palacza, choć dla młodego adepta praca ta nie była początkowo niczym innym, jak rozdzielaniem brył węgla na mniejsze kawałki, gdyż uczniak nie posiadał jeszcze kwalifikacji do samodzielnej obsługi skomplikowanego urządzenia, jakim był kocioł parowy. Los chciał, że niespodziewanie w porcie w Koźlu pewnego dnia pojawił się inspektor dozoru kotłów z Katowic, przeprowadzający egzaminy na palacza – kapitan Ścibora, Josek Józef, z pochodzenia Ślązak, wysłał Jurka na egzamin, choć ten nie był jeszcze pracownikiem, odbywał jedynie praktykę. Z uwagi na doskonale przyswojoną w szkole teorię, jeszcze świeżo zalegającą w pamięci – przyszły kapitan Onderko zdał test wyśmienicie, otrzymując uprawnienia. Po pięciu miesiącach na wodzie, w 1951 r. bezpośrednio po Ściborze Jurek Onderko stał się absolwentem Państwowej Szkoły Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu i dostał nakaz pracy w żegludze odrzańskiej. Zaokrętowany został tym razem na dużym holowniku parowym z serii holenderskiej – Kupale, kierowanym przez kapitana Buchwalda. Przeważnie holował nim barki z rudą na trasie Wrocław – Szczecin, pod prąd ze średnią prędkością 5,5 km/ h, czyli z podobną, jak barki spławne beznapędowe z prądem. Z okresu tego pochodzi ciekawostka dotycząca pierwszych prób żeglugi nocnej. Wcześniej na noc statki stacjonowały przy brzegu, jednak Kupałę, jako jedną z kilku jednostek wytypowano na początku lat 50. do przeprowadzenia owego nocnego eksperymentu. Nie obyło się bez sensacji – na wysokości Kostrzynia wojska radzieckie rozpoczęły ostrzał nieszczęsnego składu i rozkazały załodze zatrzymać pociąg holowniczy na kotwicach na noc. Jak się okazało nie dopełniono wszystkich procedur i w wyniku niedopatrzonych formalności prób nocnych narażono się na konflikt z wojskiem.

Pierwszy rozdział przygód odrzańskich Jurka Onderki zamyka przejście po HP Kupale na parowiec Gubin, na którym pracował jako II mechanik m.in. z Witkiem Sobiegrajem. Pomysł stworzenia załogi absolwentów szkoły pojawił się w czasie zimowego postoju na Osobowicach we Wrocławiu. Po jego akceptacji przez zarząd żeglugi przydzielono grupie właśnie wspomniany parowiec Gubin, na którym minął Jurkowi Onderce kolejny rok życia.

Przez długie lata na Odrze Jurek Onderko miał okazję pływać na prawie wszystkich statkach śródlądowych, w tym barkach spławnych bez napędu, holownikach parowych starszego i nowego typu, pchaczach kilku kategorii, był też kapitanem pierwszej motorówki Wilga z lat 80. XX w., wyprodukowanej na stoczni Zacisze we Wrocławiu, a nawet członkiem załogi białej floty (pływał m.in. na Żeromskim).

9

Do góry